Za PRL-u krążył następujący dowcip: "Jaka jest zależność między funtem, rublem i dolarem? Funt rubli jest wart dolara!" Zostawmy zatem w spokoju rubla i zajmijmy się funtem i dolarem.
Przez długie wieki pieniądz miał pełne pokrycie w towarach. W kręgu naszej cywilizacji towarami tymi były metale: głównie złoto i srebro, ale także miedź. Z kruszców tych bite były monety, które warte były tyle, ile kosztował metal w nich zawarty. Można powiedzieć, że praktycznie wszystkie monety miały wtedy charakter podobny do obecnych monet bulionowych.
W nazwach wielu walut możemy znaleźć ślady tego, czym jednostki monetarne były dawniej. Na przykład taki "Funt Szterling": nazwa ta oznacza ni mniej ni więcej tylko jeden funt stopu Sterlinga, czyli srebra 925. Funt ma 16 uncji, czyli w jednym funcie takiego stopu było 15 uncji czystego srebra. Dla porównania: obecnie za 15 uncji srebra trzeba zapłacić ponad 280 funtów brytyjskich.
A dolar? Nazwa "dolar", podobnie jak polski "talar" pochodzi od słowa "Thaler" oznaczającego pierwotnie monetę wybitą z jednej uncji czystego srebra. To dlatego współcześnie kolekcjonerskie i bulionowe jednodolarówki (amerykańskie, kanadyjskie, czy australijskie) bije się na jednouncjowych srebrnych krążkach. Widać że i tu nastąpiła utrata wartości jednostki walutowej w stosunku do jej dawnego wzorca, acz nie tak drastyczna, jak w przypadku funta.
|
Dwie srebrne jednouncjowe jednodolarówki z dziobakiem |
A więc niegdyś było tak, że 1£=15$. Dziś, gdy w obiegu jest pieniądz pusty (czyli fiducjarny - to znaczy: przyjmowany na wiarę, że jest cokolwiek wart), sprawy nie są już tak proste i, co gorsza, w każdej chwili mogą ulec dalszym zmianom. Jak dotąd, były to raczej zmiany na gorsze, choć ostatnio coraz częściej odzywają się głosy, że może jednak warto byłoby powrócić do idei pieniądza opartego na 100% pokryciu w kruszcach.